W druku

 

strona 1 z 6

‘KIESZONKOWE’ OBSERWATORIUM ASTRONOMICZNE
– CO TO TAKIEGO?

Bolesław Grabowski

     W drodze z wrocławskiego Biskupina do centrum miasta mija się niewielką uliczkę Mikołaja Kopernika, przy której – w pięknym parku Szczytnickim – ma swoją siedzibę Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytetu Wrocławskiego. W moich czasach studenckich – a miało to miejsce bodaj przed półwieczem – gdy o świcie spieszyłem tramwajem z Biskupina na zajęcia gdzieś w centrum, nierzadko spotykałem jednego z moich Nauczycieli – wtedy adiunkta w Obserwatorium – wsiadającego do tramwaju przy Kopernika: poszarzałego ze zmęczenia, z podkrążonymi oczami, nieogolonego. Znak, że tej nocy prowadził obserwacje astronomiczne. (Nota bene już wtedy był znanym w świecie współodkrywcą specyficznego typu gwiazd zmiennych – zmiennych magnetycznych.) W tradycji całych stuleci takie właśnie było (i pewnie jeszcze jest) wyobrażenie astronoma-obserwatora: odludka o zarwanych nocach, istnego nocnego marka.

     W ubiegłorocznym październikowym numerze znanego na całym świecie miesięcznika astronomicznego dla szerszego kręgu odbiorców, Sky & Telescope (Niebo i Teleskop), w dziale Aktualności zamieszczony jest artykuł o tytule, który w wolnym tłumaczeniu ma brzmienie: „Wielki przegląd zmienności nieba małymi teleskopami”. Wydawca, gdy jeszcze jesteśmy przy okładce pisma, zachęca, by zajrzeć do tego artykułu: „Przewrót w gwiezdnej zmienności”! – woła. Sam artykuł tak się zaczyna: „Gdy w pięćdziesiątych latach Bohdan Paczyński rozpoczynał swoje obserwacje gwiazd zmiennych jako młody chłopiec, pomysł o robotach wyręczających człowieka w nużących, codziennych zadaniach był w zainteresowaniach jedynie literatury science fiction. Dziś, jako profesor Uniwersytetu w Princeton1, gdy już wiek dwudziesty zszedł ze sceny, może się czuć ojcem duchowym dwóch zrobotyzowanych obserwatoriów astronomicznych, które dotychczasowy sposób monitorowania zmienności gwiazd mogą przeobrazić na zawsze.”

     Nim minęło półwiecze (półwiecze, ale jakie!), tradycyjny obraz astronoma-obserwatora – skonanego, wracającego do domu o świtaniu – stał się majakiem z minionej epoki. Dzisiejszy obserwator steruje teleskopem komputerowo, śledząc wszystko: bieg teleskopu, zapis zebranych informacji i ich przetwarzanie, z przytulnego i – nawet w największe mrozy – ciepłego gabinetu. Ba! Może to czynić także z dużych odległości – nawet tysięcy kilometrów, jak to przykładowo ma miejsce w przypadku polskiego, niemal półtorametrowego teleskopu, osadzonego na jednym ze szczytów w chilijskich Andach, a sterowanego internetowo z Warszawy. I jeszcze więcej: od ponad dziesięciu lat wysoko nad naszymi głowami – tzn. ponad atmosferą ziemską, która bardzo zniekształca obserwacje – nieustannie pracuje najdoskonalsze z obserwatoriów astronomicznych: całkowicie zautomatyzowany i zrobotyzowany Teleskop Kosmiczny. Nie masz na świecie równie znakomitego fotoreportera, jak on właśnie!

     A mimo to wszystko zrobotyzowane małe obserwatoria – narzędzia w istocie ledwie półprofesjonalne – stały się hitem kilku ostatnich lat. Na czym polega ich znaczenie?

     Zacznijmy od tego, że Natura (a może Opatrzność) obdarzyła nas instrumentem optycznym najdoskonalszym pod Słońcem, bo uniwersalnym: okiem. W tym darze niebios mamy „automatycznie” zmienne – w takim zakresie, jak trzeba – i ogniskową (zoom! – w technicznym slangu), i przesłonę, i pole widzenia. Przy nim nawet najlepsze instrumentarium optyczne spod ludzkiej ręki jest jak siekiera z kamienia łupanego. Tylko pod jednym względem ustępuje wytworom techniki: względem rozmiarów „źrenicy”



1 Od siebie dodajmy: także Uniwersytetu Warszawskiego, a ponadto - członek rzeczywisty PAN, laureat "Polskiego Nobla" i od kilku już lat jeden z poważnych kandydatów do prawdziwej Nagrody Nobla z fizyki.

NASTĘPNA STRONA