Polacy, którzy walczą w Iraku, są poszukiwaczami przygód, swoistą "legią cudzoziemską". W moich oczach nie reprezentują Polski.

Bóg nie jest po naszej stronie



KS. STANISŁAW MUSIAŁ SJ

Już od dawna nie było takiego urodzaju na sofistów jak obecnie na "filozofów", którzy - za przykładem starożytnych greckich krętaczy - potrafią dowieść, że czarne jest zielone, niebieskie, czerwone czy wręcz białe, zależnie od potrzeby.



    Posypały się, jak z rogu obfitości, argumenty za legalnością agresji Stanów Zjednoczonych i ich aliantów na Irak, gdy tymczasem Karta Narodów Zjednoczonych jasno i wyraźnie mówi w rozdziale 2, paragrafie 4, że interwencja zbrojna przeciw jakiemuś państwu jest dopuszczania tylko w dwu przypadkach - gdy chodzi o samoobronę lub gdy została autoryzowana przez Radę Bezpieczeństwa. Ani jeden, ani drugi przypadek nie ma w obecnej wojnie zastosowania. (...)

    Wiemy wszyscy, jak zdecydowanym przeciwnikiem tej wojny jest Jan Paweł II. Dzięki takiej, a nie innej postawie papieża agresja amerykańska na Irak nie jest odbierana na świecie, nawet przez samych muzułmanów, jako wojna chrześcijaństwa z islamem. Pozostanie to według mnie jednym z największych trwałych osiągnięć pontyfikatu Jana Pawła II. Prezydent Syrii Assad stwierdził ostatnio, że jego zdaniem masowe demonstracje na rzecz pokoju w Europie Zachodniej należy przypisać wpływowi papieża. (...)

    Państwo polskie nie może łamać prawa międzynarodowego. Jeśliby je łamało, nie byłoby ono w tym przypadku dla mnie państwem polskim. Dla mnie ci Polacy, którzy walczą w Iraku, są poszukiwaczami przygód, swoistą "legią cudzoziemską". W moich oczach nie reprezentują Polski. Dobrze się stało, że Jeden z żołnierzy polskich został sfilmowany na tle flagi amerykańskiej, a nie, jak ubolewał nad tym polski minister, na tle polskiej flagi. To przyszłym pokoleniom Polaków przyjdzie wymazywać z pamięci Arabów i wyznawców islamu, że byliśmy kiedyś u boku najeźdźców na kraj muzułmański.
    Tak jak Europa wstydzi się jeszcze dzisiaj wypraw krzyżowych z czasów średniowiecza, a my wstydzimy się naszego udziału w tłumieniu praskiej wiosny w 1968 r., tak będziemy się wstydzić przez długie lata za naszych ziomków walczących w Iraku AD. 2003. (...)

    Jeśli amerykańska Izba Reprezentantów, ta sama Izba, która poparła prezydenta Busha w jego szaleństwie wojennym, przytłaczającą większością zobowiązała prezydenta Busha do ogłoszenia z racji wojny w Iraku Dnia Modlitwy i Postu, to mamy naprawdę do czynienia nie tylko z zatarciem granicy między dobrem a złem, ale między wiarą w Boga i bluźnierstwem. Przewalająca się - z dopuszczenia Bożego - przez świat zachodni fala laicyzacji czy też wręcz niewiary, jest samoobroną Boga przed wciąganiem Go w obrzydliwość "Bóg po naszej stronie" - "Gott mit uns".

GÓRA STRONY