OD REDAKCJI

       Odbył się wielki, jubileuszowy, Czterdziesty Zjazd Fizyków Polskich. Doskonała okazja do pokazania Polsce, że fizyka żyje, istnieje choć ledwo dyszy, potrzebuje wsparcia, sympatii. Na czele Honorowego Komitetu wielkie autorytety. Z wspaniałych sal Uniwersytetu Jagiellońskiego Fizycy mieli szansę pełnym głosem dać znać o sobie.
       Niestety, nie widziałem ani mikrofonów Polskiego Radia ani kamer TV a w lokalnych wiadomościach było miejsce na to, że ktoś gdzieś wypala trawę (informacja zerowa) a nie było o tym, że właśnie do Krakowa zjechała się elita polskiej FIZYKI plus kilku Chińczyków. Komitet Honorowy być może przysłał na Zjazd zakamuflowaną delegację.

       Było normalnie, a moje rozczarowanie bierze się stąd, że oczekiwałem czegoś specjalnego po JUBILEUSZU. Podziwiam zaangażowanie i wysiłek Tych, którzy, w trudnym okresie i nagłośnionej w mieście Światowej Konwencji Ekumenicznej wzięli na siebie odpowiedzialność za XL Zjazd. Znam reakcje uczestników - nauczycieli, dla których to był pierwszy Zjazd. Było fajnie, że było ciekawie.

       Nie widziałem wiele bo akurat sił mi zabrakło na całe pięć dni, na wysłuchanie referatów, których wybór był imponujący. Ale i to co widziałem, było ciekawe. Pierwsze, jeszcze w niedzielę przed otwarciem Zjazdu wystąpienie Tomasza Greczyło z Wrocławia. Bardzo ładnie przedstawił zestaw doświadczalny dla szkół dotyczący wysokotemperaturowego nadprzewodnictwa. Pierwszy raz widziałem "na własne oczy" model pociągu, który nie tylko nie umiał się wykoleić ale potrafił jechać uwiązany do swoich torów "do góry nogami".
       Trzy dni później wysłuchałem wykładu laureata nagrody Nobla z 1987 roku d-ra G.J. Bednorza - na temat nadprzewodnictwa wysokotemperaturowego. Prowadzący sesję prof. Janik był tym razem bezwzględnym egzekutorem zapisu programowego i kilka razy zwracał uwagę dostojnemu gościowi, że powinien ten swój bardzo ciekawy wykład zakończyć.
       Było potem kilka pytań, m.in. czy prelegent widzi możliwość wprowadzenia tematu do szkół średnich. Sympatyczny prelegent, jakby nieco zażenowany bo chyba nie szczególnie nauczaniem dzieci zainteresowany dał raczej wymijającą odpowiedź. Pytający, jak się domyślam, nie miał szczęścia trafić na występ Tomasza. Tymczasem mnie się w zamieszaniu udało uzyskać autograf laureata Nobla .... mazakiem na brzuchu na nowej koszuli. To miało być nawiązanie do sytuacji, choć niestety tylko połowiczne, kiedy dla upamiętnienia szału radości jaki ogarnął Mullera i Bednorza w chwili gdy dowiedzieli się o przyznaniu im nagrody. Stwierdzili, że odtąd ich autografy będą w cenie i ... złożyli sobie wzajemnie podpisy mazakami na koszulach.

       Nie mogę pominąć Redaktorki zaprzyjaźnionego "Fotonu". Dr Zofii Gołąb-Majer. Miała urwanie głowy. I w tym całym rozgardiaszu pamiętała by mi sprawić przyjemność różą, gadżetem fizycznym i paczką książek. A jako przewodnicząca "mojej" sesji dała mi coś najcenniejszego, coś czego nawet Nobliście się nie udało otrzymać: - podwoiła mi czas wystąpienia. Zosia wie jak ja to lubię. Dziękuję Ci Zosiu!!!
      Zabrakło mi sił na ostatnie dwa dni. Nie zapomnę zmęczonych i zatroskanych (czy aby wszystko gra) oczu prof. Wojciecha Gawlika jednego z głównych sterników tej wielkiej Imprezy.
Oto para najsympatyczniejszych organizatorów Zjazdu w obiektywie Pana Krzysztofa Magdy.

DZIĘKUJĘ.

wd

PS. Proponuję obejrzeć kolekcję obrazków ze Zjazdu zanotowanych nie tylko na mojej kamerze.



do góry