Relacja ze spotkania " Magia Fizyki"

W dniu 17 grudnia 2010 roku w dużej sali wykładowej Uniwersytetu Opolskiego, którą dobrze znają wszyscy Fizycy zakorzenieni najpierw w Wyższej Szkole Pedagogicznej, a później w Uniwersytecie odbyło się spotkanie "Magia Fizyki".
     Duża sala wykładowa 249 jest to królestwo wielu Demonstratorów Fizyki, którzy przez wiele lat pokazywali z fantastyczną swobodą zjawiska fizyczne, których nie zauważamy podążając gdzieś do przodu za bliżej nie określonym celem.
Przechodząc przez dobrze zaopatrzoną salę zbiorów człowiek ma ochotę wyciągnąć "zabawki" i bawić się od zaraz, zapominając o całym Świecie. Przypomina sobie zajęcia, na których nie tylko poznawał tą trudną stronę fizyki, w której trzeba zrozumieć, wyliczyć i przewidzieć, ale mógł pobawić się fizyką, nie zawsze rozumiejąc zjawiska, które obserwuje.
Pod czujnym okiem śp. Bożeny Pędzisz poznawać można było świat otaczających nas przedmiotów i możliwości wykorzystania materiałów codziennego użytku do pokazania zjawisk fizycznych. Obserwowaliśmy doświadczenia pokazywane przez śp. B. Tokara, człowieka na pozór niedostępnego i małomównego, który stojąc za stołem pokazowym zamieniał się w prawdziwego sztukmistrza wypowiadającego jedynie tylko te słowa, które były potrzebne do wyjaśnienia zjawiska prezentowanego przed momentem.
     Ostatnie lata króluje w sali demonstracyjnej Andrzej Trzebuniak. Zawsze wesoły, z wielką radością i zaangażowaniem pokazuje i "zaraża" fizyką wielu uczniów przychodzących na coczwartkowe spotkania demonstracyjne. Często też trafia "pod strzechy" wyjeżdżając do szkół ze studentami z opracowanym programem pokazowym, aby bawić, uczyć i pokazywać piękno trudnej nauki jaką jest fizyka.
     Z wielkim, niepokojem podążałam do pełnej tradycji sali demonstracyjnej biorąc ze sobą dwóch synów. Jedenastolatka już od dawna zarażonego fizyką i czterolatka, który tak niewiele może zrozumieć z wykładu. Okres gonitwy przedświątecznej, piątkowe popołudnie nie sprzyjały dużej frekwencji na wykładzie. Tym bardziej byłam zaskoczona tak wielkim zainteresowaniem pokazami z dziedziny, która uchodzi za trudną i od wielu lat cierpi na niedobór studentów. Pełna sala ludzi w różnym wieku. Wiele znajomych twarzy jak i całkowicie nieznanych. Można było spotkać byłych, obecnych i mam nadzieje przyszłych studentów fizyki. Osoby z innych dziedzin (matematycy, informatycy, filolodzy, filozofowie, itd.), wszyscy w ten przedświąteczny piątkowy wieczór przyszli poczuć magiczny czar fizyki, prezentowanej przez wspaniałego showmena Wojciecha Dindorfa. Wielkiego demonstratora i propagatora fizyki. Doświadczenia prezentowane przez p. Dindorfa wydają się być takie proste i łatwe do wykonania. Od wielu lat prezentowany rezonans koralikowy zawsze bawi i zastanawia widzów, czy to prawda czy fikcja. Jak to możliwe? Może to zręczne palce pokazującego sprawiają poruszanie się koralików? Osoba z publiczności biorąc do rąk koraliki potwierdza, że nie jest to sztuczka. Krótkie wyjaśnienie, niepełne, bez wzorów, aby zainteresować, a nie wystraszyć. Przedstawienie trwa. Woda niewylewająca się z wiaderka poruszającego się po okręgu wywołuje pełny aplauz. Przecież to zjawisko znamy z dnia codziennego, ale nie zauważamy, nie widzimy w tym fizyki - zdaje się mówić reakcja publiczności. Zaskakuje rozhuśtana kula na huśtawce czy kieliszek, z którego nie wylewa się woda podczas huśtania. Przecież jako dzieci sami się huśtaliśmy, a teraz huśtamy własne dzieci. Pojawia się model maszyny parowej nazwany "lokomotywą". Nasuwa się pytanie a gdzie tu lokomotywa, przecież na stole stoi butelka i na niej moneta pod wpływem ciepła podskakująca co chwilę. Zewnętrznie urządzenie nie przypomina lokomotywy, ale tłumaczy zjawiska w niej zachodzące. Zwykła codzienność, niezauważalna w normalnych warunkach, sprytnie podkreślona przez prowadzącego.
     Trzech "magików" krząta się wokół ogromnego stołu demonstracyjnego zapełnionego mnóstwem fizycznych "zabawek". Pojawiają się kolejne doświadczenia przeplatane wierszami autorstwa p. Dindorfa i wspomnieniami o ludziach, którzy pracowali i "bawili" się fizyką. Nie zawsze doświadczenie wychodzi od razu, ale emocje towarzyszące pytaniu: Czy wyjdzie? są niesamowite. Obracający się talerz nad głową p. Diondorfa nie od razu chciał go słuchać ale udało się. Aplauz to podziękowanie dla "magika". W tle kręci się wiatraczek napędzany ciepłym powietrzem pochodzącym z płomienia świeczki. Pytanie czy kurczak zimny umieszczony nad wiatraczkiem też wprowadzi go w ruch, tak jak płomień pod wiatraczkiem zaskakuje publiczność. Przecież to oczywiste, że tak. Okazało się, że jest to oczywiste jedynie dla bawiących się fizyką. Proste wyjaśnienie pomogło odpowiedzieć na pytanie. Ku mojemu zadowoleniu bawi się dobrze czterolatek i mimo późnej pory chce jeszcze więcej i więcej. Przecież niewiele rozumie, ale się bawi dobrze. Przeraził się jedynie gdy p. Wolf włożył rękę do płomienia. Jak to możliwe, że się nie oparzył? Zadają pytanie obaj moi synowie i cichy szmer słychać z sali: to jakaś sztuczka. Pewnie, że sztuczka, których nie lubię w prezentacji doświadczeń. Z wyjaśnieniem, że płomień jest jedynie odbiciem w szybie zamieszczonej między dwiema zapaloną i niezapaloną świeczką podobało mi się. Przecież dużo sztuczek może się udać dzięki zjawiskom fizycznym. Wiele zabawek również prezentowanych podczas spotkania wykorzystuje zjawiska fizyczne. Zachwycał bączek lewitujący mimo, że bardzo ciężki, motorówka pływając po wodzie i napędzana jedynie ciepłem pochodzącym ze świeczki. Spotkanie zakończył fantastyczny koncert zagrany przez mistrza ceremonii na kieliszkach wypełnionych wodą tak sprytnie, aby można na nich zagrać "Cichą noc". Do następnego razu Panie Wojtku.

Kasia Książek


do góry