Ten kwiatek zerwany w lesie na noc zamienia się w pączek -
albo inaczej - składa się na noc jak parasol

OD REDAKCJI na wiosnę

O DUCHU MATERII

      Czas by podsumować wieloletnie obserwacje i przemyślenia, zasłyszenia i doświadczenia.
Wiedziałem, a ci co byli świadkami, potwierdzali, że Saab, szwedzki dwutakt, samochód sześcioosobowy miał duszę. Czegoś podobnego nie doświadczyłem wcześniej, ani potem w żadnym z moich następnych 10 aut, które kolejno ujeżdżałem do granic ich możliwości. Może się w inne nie wsłuchiwałem tak jak w Saaba.
       Ale nie o autach chcę pisać. Coraz bardziej się przekonuję, że nawet w zwykłych pryzmach piasku dopatrzeć się można .... nie powiem duszy, nie powiem życia, ale powiem, że czegoś w rodzaju społecznej intuicji, zachowywania się zgodnego z obowiązującymi przepisami, słuchania praw przyrody, gotowości do korzystania z dogodniejszych warunków bez sprzeniewierzania się wspomnianym prawom. Zatem do społecznej dyscypliny. Popatrzmy na bardziej skomplikowane a jeszcze nie zaliczane powszechnie do żywych ciała typu jabłka czy liście nie mówiąc o kwiatach. Jak trudno - zauważmy - jest wyznaczyć granice między kotem i człowiekiem. Każdy kto kiedyś zżył się z kotem nie uzna go za zwierzaka. To nie zwierzak, to członek rodziny, który razem z nią przeżywa chwile radości i smutku, z nią się bawi, do niej tęskni na nią czeka.... I co? Materia żywa powiemy. Nic nie znaczące słowa. Bo ja też jestem materia żywa. Koń, który całe życie pamięta to co go zaszokowało we wczesnej młodości, pies, który służąc bezdomnemu za poduszkę, nawet ostrożniej oddycha gdy jego pan śpi na ulicy. Nie ruszy się tak długo jak potrzeba, to znaczy aż pan się nie obudzi. Też żywa materia.
       Ale wróćmy do kamienia czy piaskowej pryzmy. Pozorny spoczynek to tylko złudzenie dla kolosa obserwatora, który prawdy dojrzeć nie może, bo to wszystko co istotne, co dzieje się w tej pryzmie czy w kamieniu, ten wieczny ruch, te wzajemne oddziaływania elementów w ograniczonej przestrzeni, ta zdolność respektowania praw przyrody mimo swobody jaką ta Przyroda tym elementom pozostawia - czy to nie zadziwiające?
       Popatrzmy na płatek śniegu. Komu ta wspaniała konstrukcja jest potrzebna? Czy ten wysiłek związany z wędrówką atomów czy molekuł do miejsc gdzie mają się na chwilę usadowić, czy ten wysiłek, ta mądrość, ma jakiś sens? Minimalna zmiana warunków niweczy pałace jak tornado domki letniskowe. A jednak, kiedy warunki pozwolą wodne molekuły znowu zaczną swoje cuda konstruować. Cuda o nadzwyczajnej symetrii. Cuda o powtarzalnych (bez wzajemnego porozumienia??) kształtach.
Woda jest bardziej niż cudowna ale wiemy, że życie - i nie trzeba się dziwić - właśnie w wodzie i z wody (no może jeszcze światła) powstało. Z bezdusznej wody "duszne" życie?
       Pomóżcie mi filozofowie i inni myśliciele. Ja nie chcę wyjść na propagatora przynależności do takich czy innych ugrupowań (choćby i wielomilionowych) religijnych. Chcę podyskutować na tematy bardziej niż wiara zasadnicze. Bardziej niż wiara podstawowe. Bo jakby ponad wiarę wychodzące.
       Wszystkie nadzwyczajne konstrukcje, od meduzy przez komara do słonia, są nieopisanie mądre, nadzwyczajnie ekonomicznie i sensownie skonstruowane. Bez desek kreślarskich, zaplanowane, bez kółek. W "zwykłym" lokalnym otoczeniu. Z niczego? Nie. Z produktów Wielkiego Wybuchu? Z samej energii? Martwej?
       Odpowiedzmy odważnie, beż obawy przed popełnieniem grzechu, bez wpadania w strach przed herezją, bez jednoczenia się w sekty, mafie, związki, partie czy kościoły. Odpowiedzmy Tak. Jesteśmy z WW. Z tego Wszechświata. Nasi przodkowie to.... właśnie....fotony ...fotony...fotony, ale skąd one?? Wszystko jedno. Nie znam swoich pradziadków i żyję i cieszę się życiem od nich wziętym czy przez nich ofiarowanym. A oni wzięli się z fotonów. I w którymś miejscu tego "brania się", zaczęli się śmiać. Płakać też. Zaczęli marzyć i śnić. Zaczęli nienawidzieć i się mścić. Zaczęli czcić, uwielbiać niepojętych przodków - Rodzicieli.
Zaczęli, czyli gdzieś dopatrujemy się początku. Gdzieś między WW a teraz. Początku ICH? Początku NAS, nas samych.
       Albo było to za przekręceniem kontaktu, czy włożeniem wtyczki do gniazdka, albo rodziło się to powoli. Mogło nawet bardzo powoli. A DUCH? Duch też się rodził? Prosta logika każe zapytać: z czego? My - oczywiście z atomów (ha ha) ale duch? Dobrze. Duch był zawsze.
A my to głównie duch, nieśmiertelny, wieczny i ... Nie, nie mówimy o religiach.
       Ze sterty piasku czy z wody na naszych oczach nic żywego nie powstało. Teraz już tylko człowiek z człowieka a kot z kota. Przedtem to komórka z komórki - ale bezdusznej. Bo duch? Dopiero potem.
       A może nie być takim zachłannym na ducha? A może by tak spróbować ducha przedwiecznego uczynić odpowiedzialnym za wszystkie niematerialne rzeczy takie jak miłość, nienawiść itd.? Czy przy takim ciągu rozumowania nie nabierze się większego (a może pierwotnego) szacunku dla zwierząt, drzew i owoców. Czy nie można dojść do wniosku, że jesteśmy jedną całością, albo krócej jednością we Wszechświecie i jednością z Wszechświatem?



WD


do góry