Zamiast doświadczenia

       Przypomniała mi się lekcja fizyki w którymś z odwiedzanych - przed laty - liceów na Śląsku. Pani nauczycielka tłumaczyła - może lepiej "realizowała temat lekcji": zasadę zachowania pędu. Za oknami szkoły w zasięgu wzroku - a co gorsza i słuchu - znajdowało się lotnisko armii radzieckiej.
       Co chwilę startowały pojedyncze samoloty bojowe. Odrzutowce. Wydawało mi się, że co najmniej kwadrans z tej lekcji przeznaczy pani na oglądanie przez okno i opisywanie obserwowanych wydarzeń pod kątem właśnie tematu lekcji, a też i innych przykładów fizyki w działaniu.
Nic z tych rzeczy. Podręcznik, równe siedzenie w ławce, zadanie o chłopczyku spacerującym ( z życia codziennego!!) po kajaku, walka z przekształcaniem "wzorów na" ... , oceny do dziennika, żadnego doświadczenia.
       Ale nie potrzeba mieć takich niewątpliwych atrakcji jak czynne lotnisko w polu widzenia. Wystarczą słomki do sączenia napojów, czy balonik gumowy by nudną lekcję w ciekawe widowisko zamienić.